czwartek, 9 czerwca 2016

Spotkanie ze starożytnością

Tej wiosny miałam okazję wyjechać na wycieczkę do Włoch. Szkoda, że nie dysponowałam czasem by zwiedzić wiele zabytków, chociaż niektóre miejsca udało mi się odwiedzić. Przy okazji chciałabym podzielić się wrażeniami z tego, co widziałam w Pompejach. Zacznijmy od historii, miasto przez trzęsienie ziemi, zrujnowane zostało po raz pierwszy w 62 roku n.e., i 17 lat później w rezultacie wybuchu Wezuwiusza, wówczas zginęło około 2000 mieszkańców. To była ogromna tragediach, ludziom nie udało się uciec przed potęgą żywiołu. Zostali pogrzebani żywcem, a ich ciała przekrył popiół. Historia tego miasta jest naprawdę przerażająca i przejmująca. Dlatego też, na terenie dawnego kataklizmu, codziennie można spotkać tysiące zainteresowanych nim turystów.
Jako jedna z zaintrygowanych osób byłam już przygotowana do obserwowania okropnych widoków zastygłych ludzkich ciał. Niestety moje oczekiwania nie były spełnione. W jednym, specjalnie wydzielonym miejscu, widziałam niektóre z przeniesionych dotąd artefaktów. Między nimi były narzędzia codziennego użytku. Większość z nich to były gliniane dzbanki i żelazne stoły.
W starożytnym mieście moją uwagę, przyciągnęły przejścia dla pieszych, które miały niezwykłą formę. "Co może być niestandardowego w zwyczajnym przejściu?"- zapytacie. Ja odpowiem - "zrobiono je z kamienia". Dla współczesnych ludzi, to jest coś nie do wyobrażenia. Ciekawe, jak by wyglądały nasze drogi z takimi przejściami? Ważne, by pamiętać, że wtedy nie było samochodów, a ludzie jeździli rydwanami. Teraz już nie mamy takiej atrakcji, a szkoda...
W tym momencie, miasto jest w procesie restaurowania. Specjaliści odtwarzają wcześniejszy widok miasta. Powstają piękne zielone ogrody, podwórka, odbudowują się domy. Weszłam do jednego z takich domów i byłam zachwycona. Na chwilę przeniosłam się do starożytnych czasów i wyobraziłam siebie jako właścicielką tego domu.
Warto wspomnieć o jeszcze jednej atrakcji turystycznej. Pośród amfiteatru postawiono muzeum w formie piramidy. W środku można zobaczyć różne rzeczy, które były odnalezione podczas wykopalisk. To, co widziałam bardzo mnie przeraziło. Zastygły w lawie chleb, orzechy, nieskończony posiłek, sprawiły większe wrażenie, niż zastygłe postacie ludzkie.
W mieście miałam przyjemność zapoznać się z dziełami wybitnego polskiego rzeźbiarza Igora Mitoraja, który długo mieszkał i tworzył w Toskanii. Duże postaci zostały rozmieszczone w Pompejach z inicjatywy prezydenta Włoch. Dzięki nim, chętnych do odwiedzin zabytkowego miejsca jest jeszcze więcej. Niektóre z rzeźb podobały mi się, niektóre mniej. Moją ulubioną jest postać stojącego z dzidą. Figura samotnie stoi na wzgórzu i patrzy w stronę miasta.
Sumując, w żadnym razie nie żałuje, że straciłam 12 euro i cały dzień swojego życia. Jeżeli macie ochotę odpocząć, to to miejsce nie jest dla was. Liczcie się z wielogodzinnym marszem w pełnym słońcu. Natomiast, jeżeli jesteście zainteresowani i chętni do spotkania z czymś niezwykłym i czegoś chcecie się nauczyć, to polecam jak najbardziej.

czwartek, 19 maja 2016

Krzysztof Baranowski. Kiedy marzenia stają się rzeczywistością


Już podczas pierwszego rejsu zauważyłem, że na okręcie jest jedna osoba - kapitan, która nie musi chodzić do kambuza i gotować, czego nie umiałem i nie chciałem robić. Zawziąłem się, żeby jak najszybciej nim zostać
- opowiada Krzysztof Baranowski (w wywiadzie z 23 marca 2014 roku, radio TRÓJKA) 


Znany na całym świecie, nie tylko jako żeglarz, kapitan jachtowy, ale też dziennikarz i nauczyciel, Krzysztof Tadeusz Baranowski w tym roku kończy siedemdziesiąt osiem lat. Jako pierwszy przedstawiciel Polski opłyną kulę ziemską dwukrotnie. Urodził się we Lwowie w 26 czerwca 1938 roku. Nie ma żadnej wątpliwości, że jest człowiekiem renesansu. Dowodem na to jest podwójne wykształcenie, ponieważ jest inżynierem elektronikiem (Politechnika Wrocławska) i dziennikarzem (Uniwersytet Warszawski).

Mimo tego, że w latach 60-ch stał się najmłodszym kapitanem na terenach Polski, w pierwszy swój rejs dookoła Ameryki Płd. wyruszył jako pisarz, przez przypadek i na przekór swoim preferencjom stał się kucharzem. Nie oznaczało to, że zboczył z obranego celu, raczej pokazywało jego gotowość do podejmowania kolejnych zadań, na drodze do bycia kapitanem.
Wykształcenie dziennikarskie pozwalało mu z lekkością wzbogacać podróże pisaniem książek i kręceniem filmów. Pierwsza książka powstała w 1965 roku, nosiła tytuł „Hobo”. Baranowski opisuje w niej podróż autostopem z Kanady do Stanów Zjednoczonych.
Od roku 1972 do 1973 wybrał się w samotny rejs dookoła świata wokół Hornu. Swoją pierwszą podróż przedstawił w książce „Droga na Horn”.
Poza tym, że Krzysztof Baranowski dokonał wielkich osiągnięć w żeglarstwie, nie możemy powiedzieć, że zapomniał o rodzinie. Odnaleźć czas dla bliskich ludzi, mimo tego, że spędzasz większość swego życia na morzu, wymaga naprawdę wielkich sił. Jako wyjście z utrudnionej sytuacji, w latach 1976-77 wybrał się w rodzinny rejs po Ameryce i przez Atlantyk. To wydarzenie Baranowski skomentował w taki sposób: „Po rejsie samotnym miałem do spłacenia dług wobec rodziny. Spłaciłem go na swój sposób – rejsem na „Polonezie” z żoną i dziećmi po wodach amerykańskich. Tam bowiem znalazł się „Polonez” w roku 1976 na zakończenie regat Operacji Żagiel ’76. Powrót do kraju był rejsem przez Atlantyk. Powstała niezła książka „Dom pod żaglami” i wdzięczny film „Jaś i Małgosia na oceanie”.”


W latach 1999-00 Krzysztof Baranowski zwyciężył wody oceaniczne, odbywając swój drugi własny rejs dokoła świata przez Panamę i Suez na „Lady B.” O tej podróży Kapitan Baranowski napisał w „Drugi raz dookoła świata”: „A co ja odkryłem w tym nikomu niepotrzebnym rejsie dookoła świata? Chyba po raz kolejny to samo – że lubię żeglować, że „Lady B.” jest wspaniałym jachtem, a Lady B. wspaniałą kobietą”. Po raz kolejny przekonuje czytelników o swojej niesamowitej miłości do żeglarstwa.

Oprócz wielu osiągnięć i talentów Baranowski przeżył niesamowitą historię miłosną. W latach 80-tych romans Krzysztofa i młodej prezenterki TVP Bogumiły Wander wzburzył opinię publiczną. Po raz pierwszy spotkali się w Brukseli.
"Wtedy do głowy nam nie przyszło, żeby coś "kombinować" razem. Łączyła nas wzajemna fascynacja, ale poznaliśmy się tuż przed moim wyjazdem do Brukseli w 1979 roku. Mieszkałam tam z byłym mężem przez 3 lata, a Krzysztof brał udział w trudnym rejsie na Antarktydę. Stamtąd pisał do mnie piękne listy na poste restante. Jeden był wyjątkowy. Wróciłam z Brukseli, zadzwoniłam, żeby mu podziękować za niego, spotkaliśmy się, no i tak się wszystko zaczęło" - wspominała wywiadzie dla „Super Expressu” Bogumiła Wander.
To była miłość od pierwszego wejrzenia. Ich droga do miłości nie była zbyt łatwa, ponieważ nie mogli ujawnić swoich uczuć publicznie. Podjęli trudną, ale ważną decyzję, by poczekać aż wyrosną dzieci, tylko wtedy mogli śmiało ogłosić wiadomość o swoim związku. Podróż do wyspy miłości przypominała podróżnicze wyprawy Baranowskiego. Minęło aż 10 lat, zanim Krzysztof i Bogumiła stanęli szczęśliwym małżeństwem.







czwartek, 28 kwietnia 2016

Najpierw były rzeki łez


Wyjazd do obcego kraju dla jednych osób może stać się atrakcyjną okazją, dla innych wypróbowaniem życia. Tym bardziej, jeżeli jesteś młoda i nigdy nie zostawiałaś swojego domu. Dzisiaj mój wywiad jest poświęcony osobie, która pokonała swój lęk i potrafiła dojść do postawionego celu. Daria Skotchenko, młoda Ukrainka, studentka kulturoznawstwa przy Wyższej Szkole Gospodarki w Bydgoszczy opowiada historię pobytu w Polsce i wrażeniach z tym związanych.

Jak długo mieszkasz w Polsce?
Trzy lata. Jestem już na trzecim roku studiów.

W jakim wieku wyjechałaś na studia?
Po maturze, miałam wtedy 17 lat.

Co wpłynęło na decyzję by wyjechać na studia?
To był czas wyboru studiów. Najpierw chciałam pojechać na studia do Kijowa. Tak się stało, że mama dowiedziała się od koleżanki o możliwości edukacji za granicą i zaproponowała mi bym pojechała do Polski.

Jak się czułaś w obcym kraju, tak daleko od rodziców? Jak długo trwał proces adaptacji?
Dla mnie to był bardzo trudny okres. Najpierw były rzeki łez. Straciłam pół roku, żeby się przyzwyczaić. Bezmiernie tęskniłam za rodziną, były myśli, żeby wyjechać bez powrotu, ale dobrze, że ze mną była moja koleżanka, która pokrzepiała mnie moralnie, z nią mi nie było tak strasznie. Z nią byłyśmy zawsze razem, gdyby nie ona, byłoby jeszcze gorzej.

Nie było tak, że dzwoniłaś do rodziców i mówiłaś „już nie wytrzymam!”?
Nie. Kiedy tylko przyjechałam do Polski, mama mi powiedziała: „Pożyjesz tutaj z miesiąc, wtedy, jeżeli ci się nie spodoba, to pojedziesz do domu”. Miesiąc minął, wtedy stało jasno, że nie jest tak źle, jak się wydawało.

Czy były problemy z dogadywaniem się w języku obcym, czy pamiętasz dziwne wypadki z tym związane?
Pamiętam moment, kiedy przyszłam na zajęcia z języka polskiego... Wykładowczyni zaczęła szybko mówić po polsku. Spojrzałam na koleżankę, a ona na mnie, i zaśmiałyśmy się (śmiech). Nie mogłyśmy do końca zrozumieć, gdzie się znajdujemy. Oczekiwałyśmy najpierw prowadzenie zajęć w języku rosyjskim, żeby się przyzwyczaić, ale tak się nie stało. Dla mnie było to bardzo trudne, myślałam, że nigdy w życiu nie nauczę się tego języka, chociaż miesiąc przed wyjazdem miałam korki językowe.

Czy miałaś okazje odwiedzić inne miasta, oprócz Bydgoszczy?
Tak.
fot. nadesłane

Jakie?
Byłam w Toruniu, Warszawie i Gdańsku.

W którym z nich najbardziej ci się podobało? 
Chyba w Gdańsku. Dlatego, że Gdańsk jest podobny do miasta, w którym się urodziłam, gdzie też jest morze. Piękne, uspokajające miasto. Na plaży można zrobić piknik i fajnie spędzić czas.

Czy coś zdziwiło cię w Polsce, czegoś się nie spodziewałaś?
Byłam w pozytywnym szoku. Kultura różniła się od naszej. Mnie wszystko się podobało. Hmmm..., chociaż miałam sytuację, która była mało pozytywnym szokiem. Szłam po ulicy i niedaleko mnie przejechał samochód. W nim byli mężczyźni, którzy krzyczeli niecenzuralne słowa pod moim adresem. Było nieprzyjemnie i nawet strasznie. Od tej pory ułożyłam negatywny stereotyp o polskich chłopakach. Powiedziałam sobie, że nigdy w życiu nie będę miała chłopaka Polaka.

fot. nadesłane
Nadal tak uważasz czy może coś się zmieniło? (śmiech)
Nie, nadal tak nie uważam, bo mam chłopaka Polaka. Nigdy nie wiesz jak twoje życie się zmieni.

Masz zamiar nadal zostać w Polsce czy wrócić do domu?
Chce zostać w Polsce.

Czym będziesz się zajmować w przyszłości?
Będę zmierzać do swojego celu – stać się dziennikarzem i pracować w telewizji. I wyjść za mąż.

Co możesz polecić młodym osobom, które decydują się na wyjazd do innego kraju?
Jeżeli jest możliwość wyjechać do innego kraju, to oczywiście trzeba jechać! Przede wszystkim, ważne, jeżeli z tobą będą bliscy ludzie, rodzice, którzy będą cię wspierać. Nie bać się niczego. Iść tylko naprzód.





Wypróbowanie dla życia albo podróż ukraińskimi kolejami

© uz.gov.ua
Podróż pociągiem to nie tylko przemieszczanie się z jednego punktu do drugiego, ale bywa też ekscytującą przygodą. Podróżując, mamy okazję trafić na niezwykłą grupę ludzi, zapoznać się z florą i fauną, nauczyć się grać na gitarze, nawet czasami pobyć na miejscu konduktora. Różne sytuacje się zdarzają, ale o tej, o której opowiem, chyba nie słyszał jeszcze nikt.
Dwa lata temu miałam okazję spróbować na sobie najbardziej ekstremalnego sposobu podróży w moim życiu. Był ciemny zimowy ranek, mróz nie pozwalał poruszać się, jednak musiałam jechać do innego miasta. Na swoją głowę przyjęłam decyzję, pojechać pociągiem. Wsiadając do pociągu, nawet nie przypuszczałam, co mnie spotka w środku. Stopień przestraszenia był całkiem widoczny na mojej twarzy… Prosto na ławki do siedzenia, przez okno, padał śnieg! Szok! Ponieważ, pociąg ruszył i wyjścia stąd już nie było… Co może być gorszego od mroźnego, mrocznego ranka? Tylko śnieg w twarz przez męczące dwie godziny, o takim ”luksusie” mogłam tylko marzyć. Wołałam wtedy iść na nogach, ale niestety to pragnienie nie mogło już się spełnić. W poszukiwaniu ratunku od zamarznięcia, zaczęłam przytulać się do ludzi. Jak by to dziwnie nie brzmiało, nić innego aby przetrwać na tę chwilę nie mogłam wymyślić. Pamiętam, wtedy nikt się nie przesiadał, nawet się nie poruszał. Wszyscy, podobnie do wróbelków na śniegu, skulili się w oczekiwaniu przybycia do swojego przystanku.
Powiem tak, na Ukrainie siadając do pociągu, nigdy nie wiesz jaką niespodziankę przyniesie ci droga, ale z pewnością chce powiedzieć, że to zaskoczenie stanie się historią do opowiadania kolegom, rodzinie i nieznajomym. W każdym razie warto spróbować jeszcze raz, ponieważ, moim zdaniem podróż pociągiem to jeden z najbardziej romantycznych i egzotycznych sposobów podróżowania.

czwartek, 21 kwietnia 2016

W podróży z Walterem


Film „Sekretne życie Waltera Mitty” wykorzystuje filmową historię z 1947 roku. Wtedy to po raz pierwszy poznaliśmy losy dżentelmena-marzyciela, który uciekał od codzienności, fantazjując i przedstawiając siebie jako superbohatera.
Nowy Walter Mitty (w głównej roli Ben Stiller) to skromny, cichy i nawet w jakieś mierze nudny pracownik laboratorium fotograficznego w czasopiśmie „Life”, który gubi bardzo ważne zdjęcie i wyrusza na poszukiwania.
Walter w kilka dni trafia do różnych wspaniałych miejsc na całym świecie: Grenlandia, Islandia, Afganistan... Jedno z lepszych aspektów w tym filmie -to wizualizacja. Widzimy przed sobą nieopisane pejzaże, nieoczekiwane zwroty akcji, to wszystko przeplata się z historią miłości i uczuć Waltera do jego nowej koleżanki z pracy.
Film jest nasycony fascynującymi momentami.


Skok do wody z helikoptera, podróż na statku handlowym, zjeżdżanie ze wzgórza na longbordzie, cudowny ratunek od wulkanu Eyjafjallajökull.
Ta dynamiczna i ekstremalna wyprawa sprawiła, że bohater nabrał na nowo chęci do życia. Wyszedł z ram i schematów zwykłego człowieka i przekonał się czego w życiu tak naprawdę pragnie. Niesamowity soundtrack jest dopełnieniem pięknych pejzaży. Mówimy o piosence Dirty Paws grupy Of Monsters And Man, która, przy słuchaniu daje mi poczucie lekkości. Gdybym umiała latać, byłoby to możliwe tylko przy tej piosence.

Także na oddzielną uwagę zasługuje montaż, za pomocą którego wcielają się w życie najśmielsze fantazje głównego bohatera. Ben Stiller jako aktor i reżyser poradził sobie z tym zadaniem doskonale.
Główny bohater, Walter Mitty jest podobny do każdego z nas. Na pewno każdy, kto obejrzał ten film, potrafił odnaleźć siebie w niepowodzeniach, kompleksach, marzeniach Waltera. Każdemu, kto jest zmęczony codziennością i nadal marzy by żyć inaczej, polecam, aby obejrzał ten film.
Pamiętajcie, że dziś, wszystko, co wydaje się marzeniem, jutro już  może okazać się wspomnieniami!
Miłego oglądania!


Foto: kadry z filmu „Sekretne życie Waltera Mitty”, reż. Ben Stiller, Imperil-Cinepix

czwartek, 17 marca 2016

Niesamowite widoki, krajobrazy dzikiej przyrody – co może być bardziej zachwycające dla nas, jako prawdziwych podróżników. Planujesz górną wycieczkę czy po prostu lubisz zdjęcia przyrody, książka-album „Tatry w panoramach” prezentuje fantastyczne panoramiczne widoki Tatr nie tylko na terenie Polski, ale i Słowacji. Ciekawe jest to, że do każdego zdjęcia dołącza się informacja o każdym z elementów górotworu, także mapa pokazująca miejsca wykonania panoram i wysokość szczytów. 
Album może zarówno służyć narzędziem szkoleniowym jak i być materiałem poznawczym.
Książka twórców Tadeusza Ogórka, Szymona Seweryna, Wandy Łomnickej-Dulak ukaże się nakładem Agencji Wydawniczej WIT, będzie miała swoją premierę 1 kwietnia.
Więcej informacji o książce dla ciebie na stronie wydawnictwa https://wit.piwniczna.pl/.